niedziela, 30 września 2012

powszechność rozrzedzi boskość nietrwałą. ona ją pod paznokciami rozniesie



Zachwyt milionów. Czy to rzeczywiście najgorsza rzecz, jaka może się zdarzyć zachwytowi indywidualnemu? Albo tez obiektowi uwielbienia? Odruchowo wydawałoby się: bzdura. Zachwytowi indywidualnemu powinno wisieć czy zahacza o masowy. Od czegóż jest w końcu niekontrolowanym odruchem na nabożeństwo chwili? ( jeśli tym nie jest, nie mamy do czynienia z tym, co określam: zachwytem INDYWIDUALNYM!) Jak możliwym jest zagniecenie zachwytu indywidualnego poprzez to, że znajduje wspólny mianownik z masowym? Nie podobna przecież prawdziwie osobniczej czci przejrzeć się w gromadnej. Zbiorowość musi ułatwić, streścić, zachwycić się np. wejściem do budynku, nie mając pojęcia na jakim planie postawiony lub odwrotnie. Ale! Jednak! Uwaga i stop! Zmasowany atak czołobitności musi deformować jednostkowy afekt. Ciężar jest zbyt duży. Nie można zaprzeczyć wpływom. Zachwyt przeciążony przemnożeniem przez tysiące. Niedobrze się robi od hurtowych ochów i achów. Lepiej się od tego nie wykręcać, a mieć na uwadze. Uświadomiony może wnieść wartość poznawczą (o nas i obiekcie czci i czci samej). Nieuświadomiony miesza w głowie i zdaje się uniemożliwia przeżycie czegoś wyrafinowanie wartościowego, jakiej to przyjemności oczekuję zawsze od tego, co mnie zachwyca.

poniedziałek, 24 września 2012

"This is extraordinary place where Michael came from."



 Uwaga, co rzeknę: Michael Jackson to największy ekstremizm jaki przydarzył się ludzkości. Niesłychana była jego dążność do unifikacji w sobie skrajności. Dzięki temu idee fixe osiągnął nieistniejącą wcześniej odlotową kategorię: Michael Jackson. Bez uwzględnienia tego wystrzałowego czynnika ciężko z wyczerpującą analizą, synteza też nie wychodzi świetnie. Nudzą mnie dywagacje rozwadniające jego transgresyjną osobowość, że to trudne dzieciństwo, ojciec, matka i cioteczny stryj szwagra. Gdyby wszyscy tak reagowali na wcześnie doświadczony ból istnienia! Również fakt, że został wykarmiony masową owacją na stojąco jest tylko prologiem, przedsmakiem zaledwie do multidaniowej uczty. Motywy wykonywania czynności ponad normę są dostępne wszystkim: pragnienia, kompleksy, braki, perwersje, ograniczenia, osobnicze osamotnienie w wielości – i to wymieniam ograniczając się do pierwszych z brzegu. Oczywiście ważne (choć niesprawdzalne, w całości dywagacyjne!) jego osobiste powody, dla których wciąż pracował nad Michaelem Jacksonem. 
JAK!
Formatował i reformatował to, co sformatował, po to by przygotować do kolejnej transformacji. 
ALE JAK!
Potencjometry możliwości bez lęku podkręcał do maksimum.
Korzystał z siebie z rozmachem. Jego ekstrawagancja, niezaspokajalne pragnienie przekraczania, nieprzewidywalność jest zapierającą dech w piersiach lekcją wszystkomożności.

niedziela, 16 września 2012

JA

JA: jedyne właściwe (możliwe!) centrum wszechwszystkiego. Odpytywanie siebie ze stosunku do rzeczy przygniatająco ważnych i mniej istotnych. Łapanie się za słowa i odruchy. Nie dawanie sobie spokoju tylko dlatego, że nikt jeszcze nie wpadł dlaczego tak akurat. Przyglądanie się własnym pokusom i przymusom. Niekończąca się łapczywa ciekawość wszystkiego i wszystkich, którzy mnie zajmują istotnie. TO i CI uświęceni moją szczególną uwagą. JA: niewyczerpane źródło zainteresowań. TOŻSAMOŚĆ. Ale (błagam!) nie rachityczne pytanie: kim jestem? To niepotrzebne zawracanie głowy, gromadzenie ograniczających faktów. To się przecież wciąż określa i ustala. Niech cieszy, a nie niepotrzebnie spłaszcza i zatrzymuje w miejscu. Nie lustrzany zachwyt sobą, ale użycie siebie jako najdoskonalszego medium i najczulszej aparatury badawczej tego co rzeczywiste i absurdalnie nierealne. Nie interesuje mnie badanie własnych granic, ale tego, że ich nie ma.

Na zdjęciach: cykl rzeźb TOŻSAMOŚĆ
kolejno: JA, MATKA, OJCIEC, MĘŻCZYZNA, TERATOMA









wtorek, 11 września 2012

MICHAEL ONTOLOGICZNIE NIEZBĘDNY

 Co czyni rzeźbę sakralną? Jakie formalne złożenie ugina kolana? Co powoduje, że przyglądanie się jest niemożliwe, wymiecione przez trans?
"PRZEDMIOTY WOTYWNE" - cykl rzeźb powstałych po wybudzeniu się z rzeczywistości katatonicznej, w jakiej niespodziewanie znalazłam się po 25 czerwca 2009r.
Wota - przedmioty wykonane i ofiarowywane w akcie wdzięczności.
Uznanie i poddanie się boskiej supremacji. Bardzo pomocne w wykonywaniu wyroku skazującego na niezapełnialną Pustkę.

Na zdjęciach kolejno: "MÓJ", "ZŁOTO DLA MICHAELA", "I'LL BE BACK"", "SFINKS", "PIETA", "SZAMAN"

What makes up a sacred sculpture? What formal components cause bending the knees? What makes one absorbing instead of evaluating? Want to pray for instead of decorating the room?
"VOTIVE OFFERING"  - the cycle was created a year after His death. Next step to tame the Emptiness.

Photo: 1. "MY", 2. "GOLD FOR MICHAEL", 3. "I'LL BE BACK", 4. "SFINX", 5. "PIETA", 6. "SHAMAN"




















wtorek, 4 września 2012

klatka po klatce, gest po geście zamrażać Jego niepowtarzalną w efekcie bezbłędność cielesną



                  
                     Ileż milionów godzin spędziłam wpatrując się Weń tropiąc źródło Jego piękna. Gdzie On tyle tego produkuje? Skąd Jemu się to bierze? Ileż razy śledząc jak się rusza doznaję apokaliptycznych zachwytów. Nie ma skali ani jednostki miary. Zachwyt zagłady dla każdego dotychczasowego. A przecież On tylko stoi, a potem ruszy i zacznie stawiać stopy w sposób niebywale nieosiągalny.
                    Dynamika ciała Michaela Jacksona, od dawna uważam, zasługuje na obszerną monografię. Czy widział kto w ogóle jak On, weźmy, żuje gumę?! Jeśli zobaczycie ile swobodnej misterii można zawrzeć w tej pospolitej czynności - nigdy więcej nie uznacie jej za banalną. Więcej, wątpię czy odważycie się żuć w ogóle jeszcze, albo żuć będziecie, ale nie dla żucia bezmyślnego, zwykłego, ale w nieustępującej reminiscencji Tego Żucia. Żuć z myślą o płynności niedoścignionego ruchu żuchwy.
                    Poniższe video -jeden z moich mantrycznych, modlitewnych obrazów - to jeden z najlepszych występów Mistrza. Gdzie ruch i gest jest esencjonalnie najczystrzy,  naturalnie swobodnie wyrafinowany i nie podyktowany niczym innym tylko zajwiskowością bycia Michaelem Jacksonem.

 http://www.youtube.com/watch?v=_smV5_MZvAk&playnext=1&list=PL51833FF126F649B8&feature=results_main



niedziela, 2 września 2012

MICHAEL JACKSON - 50-letnia historia dramatycznego balansowania na granicach sprzeczności. Tam gdzie kończy się twórca i zaczyna tworzywo. Na granicy męskości, ocierając się o kobiecość. Gdzie dojrzałość nie traci perspektywy baśni. Jawność jest tajemnicą, a prawda, trudną do przyswojenia przez rozum, najdzikszą fantazją. Tam, gdzie wszystkie te kategorie stają się bezużyteczne i ograniczające naturę Nowego - tam jest to pojedyncze miejsce, które stworzył dla siebie.













MICHAEL JACKSON - 50 years' history of dramatic balancing between contradictions; where the creator ends and the created begins. On the border of masculinity, near feminity. Where opennes is a mistery, where all these categories becomes useless limitations for the New to arise - there is this individual place which he created for himself.

na zdjęciach: cykl rzeźb: MICHAEL JACKSON JAKO PIĘĆ DEFINICJI PIĘKNA
 photo: series of sculptures: MICHAEL JACKSON AS A FIVE DEFINITIONS OF THE BEAUTY

sobota, 1 września 2012

what are you doing for a living? - I love Michael Jackson.


Diagnoza mojego afektu zajmuje mnie od zawsze. Niby wiem, że niewyrażalne, ale bardzo kusi, żeby dowiedzieć się od siebie: dlaczego? 
"Bóstwo" - dobre słowo. Lepsze niż "bóg"; "bóg" przyciężki, znaczeniowo grząski może nawet niebezpieczny. Właściwie całkiem ciężki. Jego "na dramatycznie" wypolerowanej politury nie czepia się żadna nonszalancja, zaskakująca dowolność. Z „bogiem” znaczeniowo-utylitarnie przegrana sprawa.
  - UBÓSTWIANIE - wysławia zdaje się wreszcie moją działalność miłosno-egzystencjalnie-sensodajną. Ujęcie. Wyjęcie. Wyniesienie. Wyodrębnienie. Ustanowienie bóstwa. Umiłowanie i przeżywanie życia (poprzez, z, dzięki, dla, z powodu) zawsze wydawało mi się za mało czynne wobec nadmiaru, który produkuje zachwyt. Być może właściwym byłoby słowo „miłość”, ale tu to samo co z „bogiem”, ja mam indywidualną wątpliwość semantyczną (za dużo temu słowu za wielu przypisuje; ciężko zmienić jego gremialne znaczenia, cieżko wpłynąć na ich wspólnotowe rozumienie).
  BÓSTWO- imperatyw. Podlega logice w stopniu równie ścisłym, co jej nie podlega. Stajesz przed zdecydowanym faktem dokonanym, więcej: nie przez nas dokonanym; my uświadamiamy sobie bóstwo dla siebie; jednocześnie w tej sekundzie wiemy, że bóstwo bóstwem było i bez nas i przed nami. Tu chwila stop, bo się doskonale w tym zdaniu logika i alogika wyłożyły.
Czy oszalałość z zachwytu tworzy bóstwo czy bóstwo tworzy oszalałość z zachwytu?



 Nie chciałabym żeby powstały nieporozumienia semantyczne wokół "oszalałości z zachwytu", zbyt mocno być może kojarzące się z oniemieniem, omdleniem i innym paraliżem umysłowym, którego nie potrzebnie nie zamierzam się wypierać, ale cały witz polega na tym, że prócz szaleństwa nieobliczalnej dynamiki, jest również do bólu statycznie stwierdzony zachwyt. 

(na zdjęciach: rzeźby: "SFINKS" i "SHAMAN"