sobota, 1 września 2012

what are you doing for a living? - I love Michael Jackson.


Diagnoza mojego afektu zajmuje mnie od zawsze. Niby wiem, że niewyrażalne, ale bardzo kusi, żeby dowiedzieć się od siebie: dlaczego? 
"Bóstwo" - dobre słowo. Lepsze niż "bóg"; "bóg" przyciężki, znaczeniowo grząski może nawet niebezpieczny. Właściwie całkiem ciężki. Jego "na dramatycznie" wypolerowanej politury nie czepia się żadna nonszalancja, zaskakująca dowolność. Z „bogiem” znaczeniowo-utylitarnie przegrana sprawa.
  - UBÓSTWIANIE - wysławia zdaje się wreszcie moją działalność miłosno-egzystencjalnie-sensodajną. Ujęcie. Wyjęcie. Wyniesienie. Wyodrębnienie. Ustanowienie bóstwa. Umiłowanie i przeżywanie życia (poprzez, z, dzięki, dla, z powodu) zawsze wydawało mi się za mało czynne wobec nadmiaru, który produkuje zachwyt. Być może właściwym byłoby słowo „miłość”, ale tu to samo co z „bogiem”, ja mam indywidualną wątpliwość semantyczną (za dużo temu słowu za wielu przypisuje; ciężko zmienić jego gremialne znaczenia, cieżko wpłynąć na ich wspólnotowe rozumienie).
  BÓSTWO- imperatyw. Podlega logice w stopniu równie ścisłym, co jej nie podlega. Stajesz przed zdecydowanym faktem dokonanym, więcej: nie przez nas dokonanym; my uświadamiamy sobie bóstwo dla siebie; jednocześnie w tej sekundzie wiemy, że bóstwo bóstwem było i bez nas i przed nami. Tu chwila stop, bo się doskonale w tym zdaniu logika i alogika wyłożyły.
Czy oszalałość z zachwytu tworzy bóstwo czy bóstwo tworzy oszalałość z zachwytu?



 Nie chciałabym żeby powstały nieporozumienia semantyczne wokół "oszalałości z zachwytu", zbyt mocno być może kojarzące się z oniemieniem, omdleniem i innym paraliżem umysłowym, którego nie potrzebnie nie zamierzam się wypierać, ale cały witz polega na tym, że prócz szaleństwa nieobliczalnej dynamiki, jest również do bólu statycznie stwierdzony zachwyt. 

(na zdjęciach: rzeźby: "SFINKS" i "SHAMAN"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz