niedziela, 30 września 2012

powszechność rozrzedzi boskość nietrwałą. ona ją pod paznokciami rozniesie



Zachwyt milionów. Czy to rzeczywiście najgorsza rzecz, jaka może się zdarzyć zachwytowi indywidualnemu? Albo tez obiektowi uwielbienia? Odruchowo wydawałoby się: bzdura. Zachwytowi indywidualnemu powinno wisieć czy zahacza o masowy. Od czegóż jest w końcu niekontrolowanym odruchem na nabożeństwo chwili? ( jeśli tym nie jest, nie mamy do czynienia z tym, co określam: zachwytem INDYWIDUALNYM!) Jak możliwym jest zagniecenie zachwytu indywidualnego poprzez to, że znajduje wspólny mianownik z masowym? Nie podobna przecież prawdziwie osobniczej czci przejrzeć się w gromadnej. Zbiorowość musi ułatwić, streścić, zachwycić się np. wejściem do budynku, nie mając pojęcia na jakim planie postawiony lub odwrotnie. Ale! Jednak! Uwaga i stop! Zmasowany atak czołobitności musi deformować jednostkowy afekt. Ciężar jest zbyt duży. Nie można zaprzeczyć wpływom. Zachwyt przeciążony przemnożeniem przez tysiące. Niedobrze się robi od hurtowych ochów i achów. Lepiej się od tego nie wykręcać, a mieć na uwadze. Uświadomiony może wnieść wartość poznawczą (o nas i obiekcie czci i czci samej). Nieuświadomiony miesza w głowie i zdaje się uniemożliwia przeżycie czegoś wyrafinowanie wartościowego, jakiej to przyjemności oczekuję zawsze od tego, co mnie zachwyca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz