Uwaga, co rzeknę: Michael
Jackson to największy ekstremizm jaki przydarzył się ludzkości. Niesłychana
była jego dążność do unifikacji w sobie skrajności. Dzięki temu idee fixe osiągnął
nieistniejącą wcześniej odlotową kategorię: Michael Jackson. Bez uwzględnienia
tego wystrzałowego czynnika ciężko z wyczerpującą analizą, synteza też nie
wychodzi świetnie. Nudzą mnie dywagacje rozwadniające jego transgresyjną
osobowość, że to trudne dzieciństwo, ojciec, matka i cioteczny stryj szwagra. Gdyby
wszyscy tak reagowali na wcześnie doświadczony ból istnienia! Również fakt, że
został wykarmiony masową owacją na stojąco jest tylko prologiem, przedsmakiem zaledwie
do multidaniowej uczty. Motywy wykonywania czynności ponad normę są dostępne
wszystkim: pragnienia, kompleksy, braki, perwersje, ograniczenia, osobnicze
osamotnienie w wielości – i to wymieniam ograniczając się do pierwszych z
brzegu. Oczywiście ważne (choć niesprawdzalne, w całości dywagacyjne!) jego
osobiste powody, dla których wciąż pracował nad Michaelem Jacksonem.
JAK!
Formatował i reformatował to, co sformatował, po to by
przygotować do kolejnej transformacji.
ALE JAK!
Potencjometry możliwości bez lęku
podkręcał do maksimum.
Korzystał z siebie z rozmachem. Jego ekstrawagancja, niezaspokajalne pragnienie
przekraczania, nieprzewidywalność
jest zapierającą dech w piersiach lekcją wszystkomożności.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz